W świecie, gdzie zdrowie coraz częściej mierzymy liczbą kroków i procentem tkanki tłuszczowej, Karolina – trenerka znana jako Way of Blonde – przypomina, że well-being to nie tylko ciało, ale i głowa.
W rozmowie z WellBeStudio.pl opowiada o swojej drodze od taekwondo do treningów siłowych, o presji, jaka towarzyszy sportowcom, sile medytacji i… potrzebie luzu. Bo – jak sama mówi – obsesja na punkcie zdrowia ze zdrowiem ma niewiele wspólnego.
Kiedy po raz pierwszy zdałaś sobie sprawę, że zdrowie i ogólnie pojęty well-being to nie tylko sport i fizyczność?
Myślę, że takich momentów w moim życiu było kilka. Moja relacja ze sportem wyglądała tak, że czasem od niego odchodziłam, ale zawsze do niego wracałam. Pierwszy raz uświadomiłam sobie, że to nie jest tylko sport, ale styl życia, kiedy zaczęłam startować w zawodach taekwondo. Gdy pojawiły się pierwsze sukcesy, zrozumiałam, że to stało się moim sposobem na życie. Wtedy też zaczęłam przykładać większą wagę choćby do odżywiania.
W tamtych czasach jeszcze nie mówiło się o tym tak dużo jak dziś. Nie było mody na bycie „fit”, ale w taekwondo są różne kategorie wagowe, więc trzeba było się do nich dopasować – odżywianie było kluczowe. Mój trener również kładł duży nacisk na zdrową dietę, żeby organizm miał odpowiednie paliwo do treningów.
To był czas gimnazjum, więc dosyć wcześnie. Wtedy właśnie zrozumiałam, że sport wpływa na mnie całościowo – nie tylko fizycznie. Później, w liceum, z powodów zdrowotnych musiałam zrezygnować z taekwondo, ale wróciłam do aktywności na studiach – wtedy zaczęłam chodzić na siłownię, interesować się treningiem siłowym, kulturystyką, całą branżą fitness.
To był okres boomu na zdrowy styl życia – pojawiły się Chodakowska, Lewandowska. Ten temat mnie pochłonął: regularnie trenowałam, pisałam bloga, czytałam, szkoliłam się. Zrobiłam też kilka kursów. Wciągnęłam się na nowo w stu procentach – do tego stopnia, że zmieniłam pracę i zaczęłam rozwijać się zawodowo w tym kierunku.
Jak na przestrzeni lat udawało Ci się odnajdować równowagę psychiczną i znajdować chwile wyciszenia między treningami?
W taekwondo, jako sztuce walki, stosowaliśmy różne techniki relaksacyjne – oddechowe, medytacyjne. Trenerzy wprowadzali je po intensywnych treningach, bo sporty walki bywają agresywne, pełne stresu, produkują dużo kortyzolu. Dlatego końcówka zajęć często była poświęcona na wyciszenie, relaks, leżenie i pracę z oddechem.
W codziennym życiu staram się łączyć różne formy aktywności. Choć trudniej mi iść na jogę czy stretching, bo lubię mocne, ekstremalne treningi – nudzę się przy spokojniejszych aktywnościach – to jednak się zmuszam. Urozmaicam swój sportowy grafik, żeby rozwijać się wszechstronnie, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie.
Z punktu widzenia zawodowego sportowca – jak oceniasz wpływ presji społecznej na psychikę? Przykładowo – Iga Świątek, która długo była numerem jeden, potem spadła nieco w rankingach, spotkała się w związku z tym z ogromnym hejtem. W Polsce każdy moment słabości zdaje się wiązać z presją i niezrozumieniem.
Zdecydowanie. Iga jest świetnym przykładem. Komentarze po jej porażkach były straszne. Sama nie byłam sportowcem tej rangi, ale doświadczyłam podobnych reakcji – kiedy jesteś na szczycie, ludzie Cię podziwiają, ale gdy coś się nie uda, okazują zawód. A przecież sport trenuje się przede wszystkim dla siebie.
Ja trenowałam taekwondo z trenerem starej szkoły – nie było empatii, nie było miejsca na słabości. Jak coś nie wychodziło, to był opiernicz i karne pompki. Było ostro. Dziś, z perspektywy czasu, dobrze to wspominam, ale wiem, że teraz mówi się więcej o psychologii sportu, o terapeutycznym wsparciu. I bardzo dobrze, bo największa presja często nie pochodzi z zewnątrz, tylko od nas samych. To my sobie najwięcej narzucamy.

Z drugiej strony, sztuki walki uczą przecież też pokory, łagodności, zasad. Co dają więc poza matą?
Faktycznie dają bardzo dużo. Taekwondo to nie tylko sport – to filozofia. Są rytuały: nie wolno wejść na salę bez ukłonu, trzeba szanować przestrzeń i innych. Starsi stopniem stoją z przodu, trzeba się im kłaniać. To wszystko uczy szacunku, dyscypliny, zasad społecznych. Dla dzieci to doskonała szkoła życia – uczą się zdrowej rywalizacji, przegrywania i wygrywania.
Sporty walki bardzo akcentują zasady fair play, lojalność, honor. W freak fightach często brakuje tych wartości – atakowanie przeciwnika, który odwrócił głowę, byłoby w tradycyjnych sztukach walki niedopuszczalne. Tego się nie robi.
A jak social media zmieniają sport?
Mają wpływ zarówno pozytywny, jak i negatywny. Pomogły rozwinąć branżę fitness, zwiększyły świadomość zdrowotną, ale też wprowadziły dużą presję – szczególnie wizerunkową. To widać zwłaszcza u kobiet, ale mężczyźni też to odczuwają – np. nastolatkowie sięgający po sterydy, żeby szybciej osiągnąć efekty.
Problemem jest zakłamywanie rzeczywistości – zdjęcia wyretuszowane, sylwetki nierealne. Brakuje regulacji. Ale na szczęście pojawił się też przeciwny trend: więcej trenerek pokazuje się naturalnie, bez filtrów, z ciałem zmieniającym się w zależności od cyklu treningowego. To bardzo dobry kierunek – autentyczność i akceptacja siebie.

Jak w praktyce odnajdujesz równowagę? Pozwalasz sobie na „słabości”?
Tak, zdecydowanie. Kiedyś obsesyjnie liczyłam kalorie – dziś tego nie robię. Znam swoje ciało, wiem mniej więcej, ile jem. Lubię słodycze i sobie na nie pozwalam, ale wiem też, że źle wpływają na moją cerę – to mnie bardziej motywuje do pilnowania diety niż sama liczba kalorii.
Dziś sport jest dla mnie czymś naturalnym, codziennością. To praca, ale też pasja. Nie zależy mi już na wizualnych efektach tak bardzo jak kiedyś – ważniejsza jest sprawność, rozwój, satysfakcja.
Jak odróżnić zdrową ambicję od obsesji? Przemęczanie się, zbyt restrykcyjna dieta – to jednak częsty problem.
U mnie to przyszło intuicyjnie. Kiedy zaczęłam przygotowania do walk, musiałam przytyć – jadłam mniej zdrowo, bo inaczej nie dało się osiągnąć potrzebnej kaloryczności. Wtedy moje podejście do jedzenia się zmieniło. Złapałam luz.
Ale jeśli ktoś sobie z tym nie radzi, to polecam konsultację z psychodietetykiem albo terapeutą. Znam osoby, które miały np. złamanie zmęczeniowe – trenowały tak intensywnie, że ich ciało nie wytrzymało. To sygnał ostrzegawczy.
Jako trenerka – jak oceniasz świadomość Polek i Polaków? Z jednej strony mamy modę na zdrowie, z drugiej – rosnącą otyłość, zwłaszcza u dzieci.
To paradoks. Świadomość niby rośnie, ale nadal są ogromne braki. Myślę, że powinien istnieć osobny przedmiot szkolny uczący zdrowych nawyków – od małego.
Z jednej strony mamy rozwój technologii, aplikacje, zegarki, trenerów online, social media. Z drugiej – dzieci jedzą coraz gorzej, bo jedzenie jest tanie, przetworzone, dostępne na każdym kroku. Trend „fit” się odbija i pojawia się bunt – ludzie mają dosyć liczenia kalorii, chcą luzu.
Spotykam się też z mitami – typu: „co trenować na brzuch, żeby pozbyć się brzuszka”. A przecież brzuszki nie spalają tłuszczu – to dieta ma kluczowe znaczenie. Więc wiedza niby jest, ale w praktyce… bywa różnie.

Co powiedziałabyś tym, którzy twierdzą, że nie mają czasu, nie lubią sportu, próbowali i „to nie dla nich”?
Zawsze powtarzam: to nie jest kwestia czasu, tylko priorytetów. Wystarczy 15–20 minut dwa razy w tygodniu – to już lepsze niż nic. Często skuteczna jest wizualizacja – dziś „nie masz czasu”, ale jeśli nie zadbasz o zdrowie, wkrótce tego czasu będzie jeszcze mniej.
Ostatecznie każdy musi znaleźć motywację sam. Zdarzało mi się mówić podopiecznym: „Skoro płacisz mi za trening, to po co, skoro nie chcesz ćwiczyć?”. Czasem to działało. Warto też pokazywać ludziom, że sport nie musi być od razu ekstremalny – na początek wystarczy spacer, skakanka, coś prostego.
Jakie są obecnie Twoje plany zawodowe, marzenia z tego obszaru?
Nie mogę jeszcze wszystkiego zdradzić, ale mogę powiedzieć o jednym marzeniu: chciałabym stworzyć kursy samoobrony dla kobiet. Mam już uprawnienia trenerskie w taekwondo, ale chcę zrobić dodatkowe szkolenie z samoobrony. Bo choć kursów jest sporo, większość prowadzą mężczyźni. A myślę, że kobiet-trenerek w tej dziedzinie brakuje. Chciałabym organizować kampy, zajęcia w różnych miastach – zobaczymy, co przyniesie czas.
Zdjęcia: materiały prywatne Karoliny














Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *